Przez biebrzańskie bagna

Drukuj

Są takie miejsca, do których powracamy szczególnie chętnie. Miejsca, z którymi związanych jest wiele miłych wspomnień, kryjących w sobie tajemnice, które tylko my znamy.

Miejscem, z którym związane jest moje dzieciństwo to przebogate skarby natury i piękne widoki, choć przez wielu nieznane Podlasie. Mimo, że mieszkam teraz w dużym mieście, często powracam tam nie tylko myślami. Długi majowy weekend był do tego dobrą okazją. Chciałam nie tylko odwiedzić czekających na mnie z utęsknieniem rodziców, ale również uchylić mojemu chłopakowi rąbka tajemnicy skrywanej przez otaczające rodzinne Grajewo okolice.



Doskonałym środkiem transportu na tego typu wycieczki jest rower. Szczególnie, gdy na drodze panuje niewielki ruch a tereny obfitują w dobrej jakości ścieżki. Celem naszej majowej wyprawy stał się Biebrzański Park Narodowy, szczególnie jednak chcieliśmy odwiedzić okryte legendą Czerwone Bagno. Przez Szymany i Biebrzę dojechaliśmy do międzynarodowego szlaku rowerowego Eurovelo R11. Poprowadzony jest on przez małe podlaskie wioski i zielone rozległe pola. Droga w większości jest szeroką szutrówką i niezbyt często mieliśmy okazję jechać po asfalcie.

 



To, co najbardziej lubię w mojej okolicy to wszechogarniająca cisza i spokój. Często jechaliśmy po kilkanaście kilometrów nie spotykając żywej duszy. No, może poza zwierzyną, której tu akurat nie brakuje. Co chwila na drodze syczał na nas zaskroniec, w zaroślach hałasowały dziki i łosie, a nad głowami przelatywały niezliczone ptaki, dla których bagna Biebrzy stanowią tereny lęgowe.

 

 



Po kilku godzinach jazdy, zaraz za Kuligami dotarliśmy do granic Parku. Przez szlabanem stoi niewielki drewniany domek, w którym miła pani sprzedaje bilety wstępu, każdy ze zdjęciem innego chronionego tam gatunku. Tuż za szlabanem zaczął się czerwony szlak, udostępniony również dla rowerzystów. Po drodze minęliśmy nietypowy ośrodek rehabilitacji, w którym do zdrowia dochodzą ranne i chore zwierza. Nas jednak najbardziej interesowała oznaczona czarnym kolorem ścieżka prowadząca do Czerwonego Bagna. Ścieżka była o tyle niezwykła, bo poprowadzona drewnianą kładką, tuż ponad bagnistym terenem. W końcu doczekaliśmy się technicznego fragmentu na trasie.

 



Czerwone Bagno to nie tylko wyjątkowa enklawa przyrodnicza. To również miejsce związane z polską, często bolesną historią. Bagna, poza tym, że chroniły od wieków różne gatunki zwierząt, dawały również schronienie powstańcom i walczącym o wolność kraju żołnierzom. Tam też właśnie rozegrała się jedna z większych bitew Armii Krajowej, kiedy oddział 9 PSK pod komendą kpt. Wiktora Konopki w dniach 8-9 września 1944 roku stoczył walkę z oddziałami Wermachtu.

 



Żal było wracać z tak pięknego miejsca, ale niestety czas nas naglił. Tym bardziej, że nad bagnami zaczęły zbierać się czarne chmury. Czym prędzej, ile sił w nogach popędziliśmy więc do domu. Niestety po drodze złapała nas chyba największa w moim życiu ulewa. Jechaliśmy dosłownie przez ścianę deszczu. Po ok. 3 godzinach jazdy, wyziębieni, ale zadowoleni dotarliśmy do Grajewa. Na szczęście mama czekała już na nas z pysznymi kałdunami i gorącą herbatą. Wieczorem, przy kominku, w suchych już i ciepłych ubraniach, zaczęliśmy planować kolejną, pełną wrażeń rowerową wyprawę.