Posępne czerepy

Mogielica - Beskid Wyspowy

Drukuj

Brak okazji stanowi często najlepszą okazję. A, że dla małego wypadu w góry takowej nam nie potrzeba, mimo odczuwania jeszcze lekkich skutków nocnej imprezy wybraliśmy się w rzadko odwiedzany ostatnimi czasy kawałek naszych gór, a mianowicie Beskid Wyspowy.

W planie co prawda był Gorc, ale „mały” błąd w nawigacji doprowadził nas do Jurkowa, skąd bliżej było już na Mogielicę. Zataczający się weselnicy wracających z lokalnych remiz i pijaczki leżący w rowach byli dowodem na to, że nie tylko my pobalowaliśmy poprzedniego wieczoru. Z kościółka, pod którym zaparkowaliśmy dochodziły niemrawe śpiewy, a miejscowe chłopaki zabijali klina tanim piwkiem. Tego dnia nawet słońce niechętnie zbierało się z zachmurzonej pierzyny, a jak w końcu zaczęło świecić, to jakoś tak słabiutko. Jedyną aktywność wykazywały chmary much, które obrały nas jako cel zmasowanego ataku.



Zaczęliśmy asfaltem, ale w Półrzeczkach odbiliśmy zielonym szlakiem w teren. Gdyby nie latające dookoła owady jechałoby się całkiem miło. Trasa, mimo, że mokra, była przejezdna i niezbyt stroma, wręcz idealna na rozgrzewkę. Od połowy podjazdu, po przekroczeniu szutrówki do zwózki drewna, droga zrobiła się bardziej stroma i trudniejsza technicznie. Poza tym pogorszyło się oznaczenie szlaku i kilka razy musieliśmy zgadywać, w którą stronę mamy jechać. Później jednak zostaliśmy wynagrodzeni całkiem przyjemnym, choć krótkim zjazdem.

 



Żółty szlak, w który skręciliśmy w okolicach Małego Krzystonowa obok bazy namiotowej, był przejezdny również tylko w części. Miejscami kamienie, korzenie i duża stromizna skutecznie zniechęcały do atakowania z pozycji siodełka. Dopiero, gdy wyjechaliśmy na szerokie hale u podnóża szczytu, który był celem wycieczki, zrobiło się bardziej znośnie, choć jednocześnie bardziej tłoczno. A wszystko za sprawą otwarcia tego dnia wieży widokowej na Mogielicy oraz Jubileuszowego X Złazu Turystyczny „MOGIELICA 2008”. Zanim jednak zaczęliśmy wspinać się na czubek góry, przystanęliśmy na chwilę na wielkiej, złocistej polanie i napawaliśmy się widokiem lekko zachmurzonych tego dnia Gorców.

 



A na szczycie prawdziwy piknik. Chyba ze sto osób kłębiących się wokół nowej wieży, z której Goprowcy zorganizowali zjazd na tyrolce i inne atrakcje. Dwie miłe dziewczyny poczęstowały nas pysznym bigosem w wielkiego gara, a jakiś dziadek proponował wypicie setki bimbru „na odwagę przed zjazdem”. Odmówiliśmy, czego za chwilę pożałowaliśmy. Odwaga opuściła nas w pewnym momencie na pierwszym odcinku zjazdu. Na mokrych korzeniach było tak sakramencko ślisko, że utrzymanie przyczepności graniczyło z cudem. Nie wspominając już o tłumach ludzi na szlaku, których woleliśmy nie pozabijać.

 



Z Mogielicy zjeżdżaliśmy prowadzeni niebieskimi znakami. Jak większość tras w Beskidzie Wyspowym, również ta nie należała do najłatwiejszych. A to wszystko z powodu dużych ilości luźnych i ostrych kamieni. Jazda po takiej nawierzchni nie jest zbyt przyjemna, przyjemne nie są również na nią upadki. Przydają się ochraniacze na golenie, ponieważ wyskakujące spod kół kamienie mogą poharatać nogi. Niestety miałem okazję oberwać takowym, w rezultacie czego dosłownie krew mnie zalała, a do dziś pozostała kolejna blizna do już licznej kolekcji.

 

 



Poza małymi niewygodami było jednak przyjemnie, trafił się nawet krótki acz treściwy wijący się lasem singielek, najprzyjemniejszy był jednak zapach mokrego po nocnej ulewie świerkowego lasu. Zjechaliśmy z powrotem do Jurkowa, spakowaliśmy rowery i wróciliśmy do domu. Rzadko bywa, że tak jak wtedy po wycieczce czuliśmy się mniej zmęczeni, niż przed nią…

 

 

 

Punkt po punkcie
Jurków – Półrzeczki – Krzystonów – Mały Krzystonów – Polana pod Mogielicą – Mogielica (1171 m n.p.m.) - Jurków
      
Dystans
~30 km
    
Data
24.08.2008
    
Skala trudności (1-5)
3.5