Wywiad z Pawłem Urbańczykiem

Drukuj

Prezentujemy wywiad z jednym z najlepszych polskich maratończyków Pawłem Urbańczykiem. Drugim zawdonikiem klasyfikacji generalnej oraz top10 Intel Powerade Bikemaraton, nieoficjalnie zwycięzcą klasyfikacji generalnej. Paweł odpowiadając na kilkanaście pytań prezentuje swój pogląd na maratony i stosunek do sportu jako takiego. Wypowiada się również na temat kontrowersyjnej sprawy punktacji Ligi Bikemaraton. Przede wszystkim jest to jednak obraz tego, w jaki sposób młody, ambitny i wartościowy człowiek realizuje swoją pasję.

bikeWorld.pl:Dlaczego zdecydowałeś się skupić swoje wysiłki właśnie na maratonach? Paweł Urbańczyk: Na podobne pytanie odpowiadałem w książce Kuby Karpia "Maraton z blatu", myślę, że od tego czasu zmieniło się kilka rzeczy. Nadal uważam, że ta odmiana kolarstwa pozostaje w zgodzie z moją koncepcją ja. Ideę maratonu odnajduję na co dzień w innych dziedzinach życia i staram się stosować analogie - indywidualne podejście, cierpliwość, niepoddawanie się zwątpieniu poprzez realizację jasno sformułowanych celów i nieustanną samomotywację. Kiedyś ceniłem maraton ze względu, na to, że za największego przeciwnika uważałem dystans, który weryfikuje startującego. Dziś cenię fakt, że ta dyscyplina wymusza ciągły rozwój - teraz dystans pomaga wygrać w momencie, gdy zawodnik jest wszechstronny i posiada umiejętności nabyte na szosie i w XC. Postanowiłem skupić się na maratonie,również dlatego, gdyż doszedłem do wniosku, że nie dysponuję czasem i środkami, aby przygotować się np. do Grand Prix Mtb. Maratony są znacznie bardziej dostępną formą rywalizacji, również ze względu na masowy charakter wydarzenia i możliwość ograniczenia kosztów poprzez wyjazdy w ramach grupy sportowej. Do tej pory ceniłem start w cyklu maratonów ze względu na możliwość świadomego planowania w sezonie każdego szczegółu, mającego zaprowadzić mnie do zwycięstwa - począwszy od ilości godzin snu,poprzez organizację dnia,aż po zakładanie wypracowania określonej przewagi punktowej. Cóż, jak przekonaliśmy się, bogowie lubią zmieniać zasady... bW.pl: Przez ostatnie lata odnosiłeś sukcesy w Lidze bikeBoadu oraz Bikemaratonie. W sezonie 2005 startowałeś w Intel Powerade Bike Maraton. Czym kierowałeś się przy wyborze cyklu maratonów? P.U.: Przed rozpoczęciem sezonu wraz z dyrektorem sportowym GMG Opel Gliwice Januszem Jabłońskim,analizowaliśmy na jakich imprezach pokaże się nasza grupa. Wybór padł na Intel Powerade Bikemaraton oraz Eska-Gatorade Bikemaraton, jednak postanowiliśmy większe wysiłki skupić na pierwszej z nich. Koncepcja drużynówki bez rozstrzału na kategorie wiekowe była bardziej przekonywująca i wymagająca. Podobnie sprawa miała się z dystansami - po startach w latach 2003,2004, dystans 60 km trudno mi nazwać maratonem. Innym kryterium był prestiż imprezy,który można było oszacować po przeglądnięciu nazwisk pojawiających się w zgłoszonych drużynach oraz ogólnej liczbie indywidualnych zgłoszeń do cyklu. Do negatywnych aspektów zaliczyliśmy totalną dominację sezonu jednym cyklem i konflikt z innymi startami np. takimi,jak MP. bW.pl:Zawodnicy XC potrafią sobie znakomicie radzić w maratonach przykładem niech będą tutaj np. Michał Bogdziewicz czy Bogdan Czarnota, natomiast w drugą stronę bywa z tym różnie. Jak myślisz, czym jest to spowodowane? P.U.: Moim zdaniem XC można sprowadzić w jednym zdaniu do następującej definicji - jazda takim tempem, aby intensywność zakwasiła rywali (zmuszając ich do obniżenia efektywności jazdy),bez szkody dla własnej efektywności jazdy. Pomijając już klasę zawodników takich jak Bogdziewicz, czy Czarnota - chłopaki od XC zwykle próbują zakwasić nas na starcie, lub dominują grupę prowadząc ją swym tempem, następnie atakują, gdy na trasie pojawi się bardziej selektywny fragment. Potem jest już efekt harmonijki... Wygrywają z nami dynamiką, która jest na porządku dziennym w XC - odjazd, zbudowanie i utrzymanie przewagi. W drugą stronę bywa różnie, gdyż długi dystans przyzwyczaja raczej do równego tempa. Od pewnego momentu w sezonie sam przyjąłem założenie,że przed startem w maratonie będę nastawiał się tak,jak przed wyścigiem XC, a najlepiej jak potraktuję go jak czasówkę. bW.pl:W ilu zawodach brałeś udział w sezonie 2005? P.U.: Zaliczyłem około 20 startów, z tego 14 maratonów. Reszta to XC i starty treningowe. bW.pl:Czy posiadasz licencję PZKol. Dlaczego więc nie startowałeś w Mistrzostwach Polski w maratonie? P.U.: Licencję kolarską wyrobiłem z myślą głównie o starcie w Mistrzostwach Polski w maratonie. Do momentu Danielek, których termin praktycznie pokrywał się z MP nie miałem realnych perspektyw na zwycięstwo w cyklu. Moja absencja znaczyłaby poddanie się w cyklu bez walki. Z drugiej strony czytając zapowiedź MP miałem duże wątpliwości odnośnie długości dystansu. Rozumiem, że logo PZKolu sygnuje maratony 60 kilometrowe, jednak chciałbym móc sklasyfikować się na dystansie, który zwycięzca przejeżdża w czasie dłuższym niż 3h.Przychylam się w tym momencie do komentarza, który wystosował sam Michał Bogdziewicz - „Odnośnie samych maratonów. Według mnie powinny trwać, co najmniej cztery godziny. Jak sama nazwa wskazuje to ma być maraton. Wyścigi XC trwają 2 godziny a czasem 2 i 20 minut. Dla przykładu dzisiaj miałem czas 2.37, czyli w rzeczywistości to było takie dłuższe cross country.” bW.pl:Jaki jest Twój stosunek do startu w maratonach zawodników z licencją, ewentualnie zawodowców. Czy traktujesz maratony jako imprezy masowe, które wygrywasz, czy też może skupiasz się na wynikach i są to dla Ciebie po prostu kolejne zawody, na których mierzysz się z konkretnymi rywalami? P.U.: Większość zawodników z licencją, to ludzie z takimi samym problemem jak ja - jak ułożyć każdy dzień tej kostki, rubika, jaką jest tydzień. Ile spać,aby móc trenować i umożliwić mózgowi rejestrację i przetwarzanie tego,co składa się na świat zewnętrzny,kiedy i z czego przygotować sobie posiłek, jakie kolejne wyrzeczenie podjąć,aby system pozostał stabilny... Myślę, że łączy nas wiele, dlatego licencja w tym momencie, to tylko kawałek plastiku i wpis w rejestrze, pozwalający od czasu do czasu sklasyfikować się z elitą. Podobnie z zawodowcami, którzy przewijają się przez cykl. Cieszę się, że mogę się z nimi sklasyfikować na "moim" terenie. Inną sprawą jest, że organizator (na tą chwilę logicznym wnioskiem jest,że impreza nie posiadała Sędziego Głównego) ma problem z stosowaniem się do własnego regulaminu,który wydawałoby się jest jednoznaczny. Rywalizację w maratonach traktuję indywidualnie,w ten sposób staram się podchodzić do przeciwników. Myślę, że dla większości startujących, każdy kolejny maraton to próba sklasyfikowania się z rywalami z własnej półki, a pozostali startujący, zakładając systematyczne starty, również z czasem poczują taką potrzebę. Z drugiej strony każdy maraton, to próba ocenienia i sklasyfikowania własnych braków i postępów - rozliczenie się z sobą z założonych celów. Naprawdę to liczy się dla mnie zwycięstwo na tym polu. bW.pl:Czy sam uważasz się za profesjonalistę? P.U.: "Zawodnik musi być dobrym trenerem,dietetykiem,mechanikiem,psychologiem." - myślę, że to dobra definicja. Profesjonalizm w kolarstwie,to opanowanie tych umiejętności. Uważam, że pomimo moich starań, nie grozi mi metka profesjonalisty, gdyż do powyższej listy dopisałbym dwie inne umiejętności, od których wymienione cztery są uzależnione - menedżer czasu (w tym momencie, gdy piszę ten tekst, mógłbym zajmować się projektem, przez co w przyszłości miałbym więcej czasu, na rozwijanie mojej wiedzy trenerskiej, co z kolei...) oraz terapeuta (partner do rozmowy, z którym dyskutuję kwestie typu: „Dlaczego na ostatnim treningu wjechał we mnie autobus? Czy aby, na wskutek tempa mojego życia, nie tracę kontaktu z rzeczywistością? Czy może kilka godzin snu i trening autogenny na uszach, są w stanie coś poprawić?”). Czasami naprawdę trzeba zrobić dużo cięć, aby poradzić sobie samemu z sobą, z własnym diabelskim planem, i mieć chwilę na bycie zawodnikiem w sobotnim maratonie. bW.pl:Czy ze startów w maratonach można żyć,lub chociaż dojść do sytuacji, w której do całego przedsięwzięcia się nie dokłada? P.U.: Szczerze mówiąc, jeśli chodzi o ksiegowość,to wszelkich bilansów dokonuję glównie w jednostkach czasu.Wydatki z własnej kieszeni są konieczne,gdyż muszą być balansem w stosunku do zaplanowanego treningu, tak aby był najbardziej efektywny.Jeśli chodzi o czas,doba niestety składa się tylko z 24 godzin - nie ma dodatkowego kredytu studenckiego. Pomimo zagwarantowanego wpisowego i przejazdów, do imprezy dokłada się pomimo tego (czasem nieświadomość kwot jest błogosławienstwem). Premia za generalkę, jest pewnym zwrotem kosztów. Dobre wyniki są gwarantem przychylności sponsorów, tak wiec przez budowę image`u drużyny, jako zawodnicy sami stwarzamy realne szanse na dalsze obniżenie kosztów stałych typu odżywki, sprzet, noclegi, zgrupowania. Zdobyte nagrody mają raczej symboliczne znaczenie finansowe, lecz jak powiada mój kolega klubowy Miłosz - rozwijają się w nas umiejętności bycia kolarzem - handlarzem. bW.pl:Ile miejsca w Twoim życiu zajmuje sport? P.U.: Około 10 do 20 godzin w tygodniu w zależności od okresu. Często pozostaje wyłącznie uczelnia, trening, nauka i sen. Wszystko w proporcjach, nad którymi staram się zapanować. Raczej nie ma ulg. Na naszym wydziale Politechniki Śląskiej nie istnieje dla mnie możliwość skorzystania z takiego czegoś jak its (indywidualny tok studiów). Cena wypracowania formy jest naprawdę wysoka, zwłaszcza, że pod wpływem zmęczenia mózg często wyłącza się na zajęciach i w pakiecie "maksymalne skupienie" znajduje się imitacja zainteresowania wykładem w połączeniu z usiłowaniem niezaśnięcia i sporządzenia w miare przejrzystej notatki. Są momenty, gdy wszystko wydaje się chore i naprawdę przestaje mnie bawić. Jestem ciekawy, jak w perspektywie ”od kuchni” dają sobie radę inni zawodnicy/kadrowicze studenci. bW.pl:Kiedy dowiedziałeś się o zmianie punktacji maratonu w Kościelisku? P.U.: O zmianie dowiedzialem w poniedziałek, po maratonie w Przesiece. Zdecydowalem przemyśleć całość i uzyskać wyjaśnienia od Marcina Rygielskiego, z którym odbyłem dwie rozmowy w tej sprawie. Zdziwiły mnie rozbieżne wersje wyjaśnień, nie sądzilem bowiem, że usłyszę, iż “błąd?” zgłosił Mirek Bieniasz po maratonie w Przesiece, a jakąś godzinę potem, że “błąd?” został wykryty podczas sporządzania klasyfikacji top ten.Trzecia, oficjalna wersja jest na forum (bikemaraton.pl, przyp.red). Poza tym, zostałem wyraźnie postawiony przed faktem dokonanym. Zapowiedziałem wtedy, że temat poruszę na forum G&G, co zrobilem, jednak bez odzewu ze strony organizatora, bądź Sędziego Głównego. Obecnie sprawę przekazałem dyrektorowi sportowemu, który w przypadku dalszego braku reakcji podejmie bardziej radykalne kroki. bW.pl:W klasyfikacji Top7 bezsprzecznie byłeś zawodnikiem lepszym - więcej razy wygrywałeś, jesteś więc „moralnym zwycięzcą”. Czy to Ci wystarcza i czy spotkałeś się z jakimś gestem solidarności ze strony Mirka Bieniasza? P.U.: Rozumiem, że pisząc “Top7”, masz na myśli klasyfikację generalną cyklu Intel Powerade Bikemaraton. Wolałbym raczej, aby moralnym zwycięzcą okazała się osoba, lub osoby odpowiedzialne za zmiany, jeśli “moralność” ma jakieś znaczenie w sporcie i w konfrontacji z określeniem cel uświęca środki. Na większości edycji zwykle zamieniałem kilka zdań z Mirkiem, które utwierdzały mnie w przekonaniu, że nasza walka sportowa do końca będzie miała zdrowy charakter.Myślę, że po zmianie punktacji obaj wiedzieliśmy, że tak nie bylo, stąd trudno o jakiekolwiek gesty.Na pewno w Bydgoszczy spotkał mnie taki gest ze strony pana Blańdy (sponsora Kelly`s team), którego miło wspominam z wielu maratonów. bW.pl:Zespół Montan Stal znakomicie prezentował się w sezonie 2005 na trasach maratonów. Najczęściej to właśnie Was było najwięcej w pierwszej grupie prowadzącej maraton. Czy sądzisz, że tego typu układ wkrótce stanie się powszechny a maratony pod tym względem upodobnią się do szosy? P.U.: Myślę, że istotnie maraton, mimo iż w swym zamyśle jest sportem indywidualnym, może zacząć w coraz większym stopniu przypominać szosę.Poziom przygotowania startujących zauważalnie rośnie.Gdy nastąpi jego nasycenie,o wygranej istotnie może przesądzic pomoc drużyny. bW.pl:Czy w zespole jeździcie razem, pomagacie sobie, czy też panuje jakiś rodzaj wewnętrznej rywalizacji? P.U.: Dobrze mogę to ocenić, jedynie z wąskiej perspektywy własnych startów. Od startu raczej każdy radzi sobie sam.Zdarza się,że udaje się nam spotkać na trasie i nawiązać współpracę. Mamy na ogół dla siebie bony na chwilowe słabości, jednak nie ma taryfy ulgowej - jesli ktoś ewidentnie strzela z koła,t o jasnym układem jest, że się żegnamy. Bardzo miło wspominam współpracę z Pawłem Wiendlochą (Szczawno), Miłoszem Czubą (Olsztynek), podobnie jak z zawodnikami innych drużyn jak: Born, Legion,Tandem Pajęczno czy Twomark. bW.pl:Jak oceniasz swoich rywali w sezonie 2005? Kto zmusił Cię do największego wysiłku? P.U.: Jeśli chodzi o rywali, to dzięki nim udało mi się wyciągnąć wiele cennych wniosków.Myślę, że pierwsza dziesiątka klasyfikacji generalnej,jest siebie naprawdę warta. Osoby te nieraz pokazywały mi, że potrafią pojechać odemnie lepiej, zmuszając tym do prób korekty niedociągnięć. Myślę, że do największego wysiłku zmusił mnie na płaskich etapach peleton, prowadzony przez takich zawodników jak Kajzer, czy Bogdziewicz, czy Zamana. bW.pl:Czy, mimo nieporozumień na zakończenie Ligi, oceniasz sezon 2005 w swoim wykonaniu za udany? P.U.: Mysle, ze sezon był naprawdę udany, zwłaszcza w porównaniu do poprzedniego, w którym miałem przerywnik w postaci złamanej nogi podczas Salzkammergut Trophy (“Pain has a name”). W stosunku do siebie założony plan wykonałem w 100%, mimo że zwyciężając w Przesiece, jedynie przez dwa dni dane mi było cieszyć się zwycięstwem, przed czasem w klasyfikacji generalnej cyklu. Jeśli chodzi o nieporozumienia, to nadal istotna jest dla mnie informacja na temat genezy zmian, bo trudno mi jest sobie wyobrazić, że zawodnik takiego formatu jak Mirek Bieniasz jest po części odpowiedzialny za zmianę punktacji i jej termin. bW.pl:Czy planujesz może udział w BikeChallenge 2006? Zapowiada się, że będzie to impreza o wysokim poziomie sportowym i organizacyjnym, udział zapowiadają czołowi zawodnicy polscy i czescy, być może również z innych części Europy. P.U.: Od jakiegoś czasu staram się na bieżąco analizować zapowiedzi i wypowiedzi organizatorów, zarówno te na oficjalnej stronie, jak i wynikające z prywatnych telefonów. Czasami trudno stwierdzić mi, czy ,mam do czynienia z tymi samymi ludźmi.Gdy będę myślał o planach na przyszły sezon, pewnie wezmę pod uwagę również tą imprezę. bW.pl:Jakie masz cele na sezon 2006? Czy chciałbyś się spróbować jeszcze rozwinąć jako kolarz górski, czy też planujesz nadal skupić się na którymś z cykli maratonów? Wypadałoby, aby czołowy maratończyk wziął udział w Mistrzostwach Polski... P.U.: Na razie nie mam jeszcze ustanowionych celów,ich wybór będzie poprzedzała podobnie jak przed sezonem 2005, dyskusja z drużyną i dyrektorem sportowym. Myślę, że nadal pozostanę przy maratonie, głównie z powodów, które przedstawiłem w odpowiedzi na piersze pytanie.Jeśli chodzi o MP w maratonie 2006, to wierzę, że termin i sytułacja nie postawi mnie przed podobnym wyborem, jak w tym roku.Wypadałoby również, aby PZKol przygotowałby dystans, który zasługiwałby na miano maratonu. bW.pl:Na koniec pytanie o jesień i wczesną zimę - czas odpoczynku. Jak zamierzasz spędzić ten okres? P.U.: Na pewno nie będę narzekał na brak zajęć związanych z uczelnią. W przyszłym roku kończę studia, więc czeka mnie mój “final project”. Na razie odpoczywam już przez to,że luźny trening umożliwia mi normalną naukę. Poza tym jest trochę czasu na przemyślenia nie związane z rowerem, posłuchanie muzyki, wizytę w kinie, czy u znajomych, z którymi ostatnio widziałem się rok temu, o tej samej porze. W przygotowaniu wywiad z Mirkiem Bieniaszem.