Kross Venom Atrox - testu dystansowego cz.2

Drukuj

Pierwsze wrażenia po wyjęciu Krossa z pudełka oraz po kilku pierwszych przejażdżkach były całkiem pozytywne. Patrząc na specyfikację roweru oraz na cenę katalogową, wydaje się, że szosówka z Przasnysza to strzał w dziesiątkę. <br />

Pierwsze wrażenia po wyjęciu Krossa z pudełka oraz po kilku pierwszych przejażdżkach były całkiem pozytywne. Patrząc na specyfikację roweru oraz na cenę katalogową, wydaje się, że szosówka z Przasnysza to strzał w dziesiątkę.
Za mną ponad dwa miesiące jazdy na testowanym rowerze, długie godziny treningów na podkrakowskich szosach a także wyjazd na Podhale, gdzie mogłem w zdecydowanie bardziej wymagającym terenie zweryfikować możliwości Atroxa.

Osprzęt Pierwsza i najważniejsza rzecz, to fakt, że rower użytkowany przynajmniej 4 dni w tygodniu przez około 10 tygodni ma się zupełnie dobrze. Jedynie drobnej korekty wymaga tylne koło, jednak w ostatnich dniach dostało solidnie w kość, więc jego stan jest zupełnie uzasadniony. Niewielkie bicie boczne powinno jednak być bez problemu do wyprowadzenia. Wszystkie elementy eksploatacyjne bez problemu wytrzymują użytkowanie, do którego rower ten jest przeznaczony. Raz wyregulowany napęd działa bez zarzutu, grupa Shimno 105 jest już pewną gwarancją jakości pracy. Pochodząca z niższej grupy przerzutka przednia (Tiagra) również nie wzbudza większych zastrzeżeń. Hamulce Tektro, choć nie najmocniejsze, spełniają swoje zadanie nawet na górskich serpentynach umożliwiając bezpieczną kontrolę prędkości. Niestety, nie są one pozbawione pewnej drobnej wady. Po dłuższej jeździe dziurawymi drogami śrubka regulująca napięcie sprężyny luzuje się (!), powodując przestawianie się hamulca a co za tym idzie ocieranie klocka o obręcz. Same plusy należą się komponentom Truvativa (korby, wspornik kierownicy i sama kierownica), w średniej klasie cenowej wydają się być nie do pobicia. Budząca mieszane uczucia sztyca póki co działa, raz ustawione siodło utrzymuje się w zadanym położeniu mimo niespecjalnej jakości śruby jarzma. Komfort O to można było się obawiać najbardziej – sztywna aluminiowa rama, taki sam widelec, obręcze z wyższym profilem, kierownica oversize i niskiej klasy sztyca sugerują, że rower będzie po prostu twardy i nie pozostawi dobrych wrażeń, szczególnie przy dłuższej jeździe. Owszem, widelec nie tłumi zbyt wiele, za to całkiem nieźle o komfort dbają koła, kierownica i siodło. Nawet przy wielogodzinnej jeździe (najdłuższa jazda na Atroxie to blisko sześć godzin, w większości bocznymi drogami o średniej jakości nawierzchni). Ból nadgarstków czy też pleców raczej nie występują! Duża w tym zasługa bardzo wygodnego siodła o elastycznej, ciągle pracującej skorupie. Z odizolowaniem jadącego od najmniejszych drgań całkiem nieźle radzi też sobie kierownica. Prawdopodobnie spora zasługa w zachowaniu przyzwoitej dozy komfortu jest również udziałem kół. Z jednej strony mają wysoki profil, z drugiej - niewielką ilość szprych, wydają się całkiem nieźle amortyzować niektóre nierówności. Ogólnie więc, mimo pozornie spartańskich warunków, jakie oferuje w dziedzinie komfortu Kross, jest w tej kwestii całkiem przyzwoicie! Jazda Czyli to, co najważniejsze. Kross nie jest super sportowym sprzętem, o czym z resztą świadczy zastosowane w nim wyposażenie. Pierwsze wrażenia z jazdy potwierdzają się przy dłuższym użytkowaniu – rower jest raczej spokojny i jeździ się na nim wyjątkowo łatwo. Jeśli się nad tym chwilę dłużej zastanowić, to jest to całkiem pożądana cecha, jeśli popatrzeć na zastosowanie roweru. Długie przejażdżki mijają na nim bezstresowo, można skupić się na kontroli tętna lub podziwianiu widoków ;). Rama o spokojnej geometrii chętnie przyjmowałaby ciągłą jazdę na siedząco. Tyle, że zastosowany w Krossie zestaw przełożeń 39-53 x 11-23 sprawia, że trzeba częściej stawać na pedałach. Zakładając, że miałby to być rower dla amatora, maratończyka używającego Atroxa jako roweru treningowego, ewentualnie dla średnio zamożnego miłośnika kolarstwa szosowego, jednak bez sportowego zacięcia, albo (co sugerują oznaczenia na ramie) dla kobiety, tego typu zestaw, to będzie stanowczo za mało... Owszem, sztywna bocznie rama, która nie ugnie się nawet pod bardzo mocną nogą, dobre, szybkie koła ze znakomitymi oponami oraz piekielnie sztywne korby ułatwiają przepchnięcie twardych przełożeń, jednak wyjechanie do Bukowiny, na Ząb czy na Orlinek wymaga od jadącego po prostu dużo siły. Na sprawę można popatrzeć jeszcze nieco inaczej: z takim zestawem przełożeń, choćby się chciało, trudno pod górę pojechać powoli :), jeśli więc potencjalny nabywca Atroxa myśli o czymś innym niż trening lub po prostu nie ma na tyle siły, powinien wymienić kasetę. Elementem, który najwięcej zyskuje przy bliższym poznaniu są opony. Na podkrakowskich, dziurawych i zabrudzonych szosach opony Schwalble Stelvio Light po prostu stresują. Pełnię swoich możliwości pokazują dopiero na pokrytych przyzwoitą nawierzchnią górskich drogach, gdzie znakomicie trzymają w zakrętach a dzięki niskim oporom toczenia umożliwiają osiąganie sporych prędkości w dół i żwawe przyspieszenia pod górę. Chyba, że akurat spadnie deszcz... Przed podsumowaniem Na podsumowania przyjdzie jeszcze czas. Dwa miesiące to jednak wystarczająco dużo czasu, by dobrze poznać sprzęt. Muszę przyznać, że Kross Venom Atrox to po prostu... dobry rower. Mimo kilku mankamentów można go polubić. Dla mnie jest to treningówka, sprzęt, który ma niezawodnie służyć podczas codziennej jazdy. Lubię jeździć pod górę, co więcej, sporo pracuję nad siłą, zatem twardy zestaw przełożeń mi odpowiada. Na jurajskie pagórki jest jak znalazł, jak się okazało na tatrzańskie górskie szosy również wystarcza. Być może, gdybym chciał jeździć na nim na wycieczki, narzekałbym na za twardy widelec czy też brak bardziej cywilizowanych przełożeń. W miejsce komfortu, jaki zapewniłby tani karbonowy widelec otrzymuję w zamian 100% pewność prowadzenia a zamiast „biegu rezerwowego” dobrze zestopniowaną kasetę, umożliwiającą precyzyjny dobór przełożenia. O tym, że na Krossie po prostu lubię jeździć decydują w dużej mierze punkty kontaktu, na których nie oszczędzano – siodło i kokpit, które są wysokiej klasy. Póki co „jestem na tak”, Venom Atrox przechodzi do kolejnego etapu testu!