Kross Venom Atrox - koniec testu

Drukuj

Na szosowym Krossie zaczynałem jeździć, gdy na drzewach jeszcze nie było liści. Skończyłem, gdy wszystkie już opadły. <br />

Na szosowym Krossie zaczynałem jeździć, gdy na drzewach jeszcze nie było liści. Skończyłem, gdy wszystkie już opadły.
Choć zakończenie testu musiałem przesunąć z powodu kontuzji, i tak zdołałem przejechać na nim wiele kilometrów. Jak najkrócej podsumować ten rower? To dobry sprzęt. Nie mniej, nie więcej, tylko dobry.

Na początek wiadomość zła. Rower nie ukończył testu bez awarii: pękła jedna z aerodynamicznych szprych w tylnym kole. Co jest z kolei informacją dobrą, to fakt, że mimo tego koło, które posiada raptem 20 szprych umożliwiło bezpieczny powrót do domu, ba, nawet rozpięcie hamulca nie było potrzebne! Ogólnie, mimo początkowych obaw, koła Alexrims Aclass 320DX spisały się bardzo dobrze. Komplet wraz z zaciskami, wyposażony w opony Schwalble Stelvio Light waży w sumie 2589g. Nie są więc najlżejsze, trzeba jednak wziąć pod uwagę średni profil obręczy. Dzięki zastosowaniu lekkich i szybkich opon oraz sporej sztywności dają wrażenie dobrego przyspieszenia. Są również dość trwałe, biorąc pod uwagę warunki, w jakich były użytkowane. Unikając bardziej ruchliwych dróg bardzo często poruszałem się szosami o nawierzchni mocno zniszczonej, koła naprawdę solidnie dostały w kość.

Drugi z elementów, który budził zastrzeżenia na początku testu, czyli wspornik siodła, również spisał się dobrze. Mimo zastosowania wątpliwej jakości śruby trzymał siodło stabilnie i nie luzował się. Trzeba jednak przyznać, że jest on stosunkowo “twardy” i wraz z twardą ramą nie wpływa pozytywnie na komfort. Sprawę ratuje jednak siodełko, które w wystarczający sposób amortyzuje swoją elastyczną skorupą większość drgań.

Pozostałe komponenty spisywały się bardzo dobrze, ze szczególnym uwzględnieniem wspornika kierownicy i samej kierownicy, które zapewniały bardzo dużą precyzję kierowania. Przyzwoicie spisywał się również napęd, mimo sporej mieszanki zastosowanych komponentów. Trzeba jednak jednoznacznie stwierdzić, że precyzja działania odpowiadających klasą grup Campagnolo działa zdecydowanie bardziej precyzyjnie. “Campa” jest jednak sporo droższa a zastosowany w Atroxie osprzęt broni się nie tylko ceną, ale również działaniem, które odpowiada przeznaczeniu całego roweru.

Po głębszym zastanowieniu, przy zakupie Krossa Venom Atrox w specyfikacji 2006 do szybkiej wymiany kwalifikuje się tylko jeden element: hamulce. Choć ogólnie spisują się nieźle, jednak wraz ze wzrostem prędkości, z której chcemy zhamowywać, ich wydajność maleje. Zważywszy jednak, że szosowe hamulce nie kosztują kroci, nie jest to mankament, którego wyeliminowanie byłoby bolesne dla naszego portfela.

Na koniec zmagań z wyposażeniem Krossa zostawiłem widelec. Tak naprawdę, to dużo więcej na jego temat miały osoby, które na niego patrzyły “z boku”. Wiele negatywnych opinii, jakie o nim usłyszałem, zawdzięcza swojemu, nie pasującemu do reszty kolorowi. Z pewnością, gdyby był pomalowany pod kolor ramy, mało kto zwróciłby na niego uwagę. W rowerach droższych nawet o tysiąc złotych od Krossa znajdują się bowiem aluminiowe widelce i nikt z tego powodu nie robi problemów. Wracając do meritum, czyli tego konkretnego sztućca zamontowanego do testowego Atroxa: w minionym sezonie przez dość długi okres czasu miałem problemy z barkiem, które zdecydowanie utrudniały mi jazdę rowerem górskim. Mimo tego, że Kross cały wykonany jest “z metalu” i teoretycznie powinien dawać w kość, szczególnie w sytuacji, gdy któraś część ciała jest osłabiona, to jednak tak się nie działo. Być może spora w tym zasługa dobrego mostka, kierownicy i siodła a także przyzwoitej klasy kół, dość powiedzieć, że aluminiowy widelec wątpliwej urody nie był elementem, który jazdę by utrudniał.


Co do samej jazdy: to nie jest rower dla szosowych koneserów. Ci po pierwsze krzywo będą się patrzyli na markę, pochodzenie i wyposażenie (nic w tym rowerze nie jest wykonane z carbonu i nic też nie jest produkcji włoskiej ;-). Po drugie, cały rower, tak pod względem wyposażenia jak i swoich wlaściwości to "klasa średnia", ze wszystkimi zaletami i wadami jakie to za sobą niesie. Jednak większość użytkowników, dla których został on przygotowany, będzie zadowolona. Można na nim śmiało przemierzać długie kilometry treningowe, bez obawy o jakość komponentów, komfort czy niewłaściwą geometrię. Wszystko jest na swoim miejscu, rower zachowuje się przewidywanie a wraz z przyzwyczajeniem umożliwia całkiem szybką jazdę i pełne wykorzystanie jego możliwości. Mimo przystępnej ceny, oferuje wysokiej klasy wyposażenie, które dodatkowo zwiększa przyjemność z jazdy: wszystko działa jak należy i jedyne, na czym trzeba się skupić, to własne umiejętności. Wydaje się więc, że jest to to znakomity sprzęt dla regularnie trenującego maratończyka lub osoby, która choć nie jest w stanie wydać na rower bardzo dużej ilości pieniędzy, oczekuje przyzwoitej jakości i dobrych właściwości zakupionego sprzętu.

Rozpoczynając test Krossa muszę przyznać, że byłem do niego nastawiony nieco sceptycznie. Wraz z pokonywanymi kilometrami okazywało się jednak, że jest to dobry rower, co więcej, idealnie nadaje się do tego, czego od roweru szosowego oczekuję. W sytuacji, gdy podstawową dyscypliną jest kolarstwo górskie, więcej, niż oferuje Atrox nie trzeba. Z drugiej strony, oferuje on na tyle dużo, że jeździ się na nim po prostu przyjemnie. A o to chyba głównie w tym wszystkim chodzi!

Na zakończenie warto dodać, że w sezonie 2007 najwyższy model szosowy w kolekcji Krossa będzie wyposażony w kompletną grupę Shimano 105 (wraz z kołami) oraz carbonowy widelec. Miejmy nadzieję, że mimo upgradu cena pozostanie w przedziale, który można określić mianem atrakcyjnego.

Przeczytaj poprzednie części testu długodystanowego roweru Kross Venom Atrox: część 1 (maj 2006), część 2 (koniec lipca 2006)