Sylwester Szmyd - wywiad

Drukuj

Kolarzy takich, jak Sylwester Szmyd w zawodowym peletonie jest sporo. Zaczynali swoją karierę jako pomocnicy a z czasem, gdy zaczęli sprawdzać się w tej roli, dostawali szansę jazdy na własne konto. Gdy ją wykorzystali, na stałe wchodzili do grona solidnych zawodników, z którymi trzeba się liczyć

Sylwester Szmyd ma na swoim koncie nie tylko jazdę w roli pomocnika Marco Pantaniego, Gilberto Simoniego i Damiano Cunego. Potrafił również sięgnąć po punkty UCI Pro Tour w takich wyścigach jak Tour de Romandie i Vuelta Espana. Znakomicie jeździ po górach, trenuje tę specjalność razem ze znakomitym włoskim zawodnikiem Leonardo Piepolim. Potrafi przetrwać trzytygodniowy wielki tour w na tyle dobrej dyspozycji, by ukończyć go w pierwszej piętnastce a takich Polaków było naprawdę niewielu!

bikeWorld.pl: “Nazywam się Sylwester Szmyd. Mam dwadzieścia dziewięć lat. Po wielu latach ciężkiej pracy zostałem najlepszym polskim kolarzem.” Zgodzisz się z takim zdaniem?
Sylwester Szmyd: Z wiekiem na pewno. Z tym, że lata ciężkiej pracy też, ale czy jestem polskim najlepszym kolarzem nie mnie oceniać. Nie myślę i nie oceniam siebie w tych kategoriach.

bW: Czy są takie chwile, że faktycznie jesteś liderem swojej drużyny, czy ciągle walczysz o pozycję zawodnika numer jeden? Mowa tu oczywiście o wyścigach, gdzie taką szansę można dostać.
S.Sz.: Jasne, że tak i to praktycznie za każdym razem na wyścigu etapowym kiedy nie ma Damiano mogę jechać swój wyścig, swoją generalkę. Oczywiście nie mam w tym momencie wsparcia calej druzyny, ale mogę wykorzystać pracę innych drużyn myśląc o własnym wyniku.

bW: Ile jest w Twoich znakomitych rezultatach z Romandii, Portugalii czy Hiszpanii wkładu własnego a ile pomocy kolegów?
S.Sz.: Jak pisałem wyżej na imprezach, gdzie mogę jechać swój wyścig, koledzy z drużyny z reguły maja inne zadania jak finiszowanie, zabieranie się w odjazdy lub walka o zwycięstwo etapowe. Ja mam jechać generalkę czyli pilnować najlepszych...

bW: I analogiczne pytanie o kolarza numer jeden w ekipie Lampre, czyli Damiano Cunego. Można je potraktować nieco szerzej – gdzie znajdowałby się lider drużyny, wybitny kolarz, gdyby nie koledzy z zespołu?
S.Sz.: I tu sprawa wygląda tyci inaczej, bo ktoś kto może wygrać Giro, jak w przypadku Damiano, ma całą drużynę tylko do swojej dyspozycji, my za niego odpowiadamy na etapie, nie możemy go nigdy z oka stracić, ścigać się ciągle koło niego.

bW: Czy trudno jest schować własne ambicje głęboko do kieszeni, odłożyć na później, i wylewać hektolitry potu dla sławy innych?
S.Sz.: Jeśli będzie mnie stać na wygranie Giro to i tak wygram...a póki mnie na to nie stać jeżdżę na innych nie mając chorych ambicji.

bW: Bycie pomocnikiem wielkiego mistrza to powód do dumy?
S.Sz.: O ile wygrywa to na pewno...chyba że nazywa się Pantani, to był powód do dumy jechać z nim Giro, u jego boku.

bW: Czy Damiano Cunego jest wielkim mistrzem? Lub czy nim zostanie?
S.Sz.: Na pewno ma wielki talent ale czy zostanie mistrzem ciężko mi powiedzieć.

bW: Jak przebiega droga od pomocnika do lidera? Czy inni zawodnicy, kolarze światowej elity, inaczej na Ciebie patrzą, gdy dostaniesz wolną rękę i wykorzystasz swoją szansę?
S.Sz.: Nie wiem jak patrzą na mnie ale jeśli stać mnie na walkę z nimi na niektórych wyścigach, to z pewnością muszą ze mną liczyć... droga jest prosta, pedałować jak najmocniej!

bW: Bez względu na to, czy się z tym zgadzasz, czy nie, jesteś najlepszym, lub jednym z najlepszych obecnie startujących polskich zawodników. Wyniki same mówią za siebie. W sumie w ubiegłorocznym wywiadzie dla “Gazety Wyborczej” wypowiadałeś się z takiej właśnie pozycji. Czy myślisz, że zawodnik, który osiągnął sukces w grupie Pro Tour, może dać coś polskiemu kolarstwu? I czy polskie kolarstwo będzie tego od niego chciało?
S.Sz.: Myślę, że nie wypowiadam się nigdy biorąc pod uwagę własne miejsce w szeregu, mówię co myślę i wtedy, gdy jestem pytany. Chciałbym żeby to coś dało, ale kolarstwo szosowe, to na najwyższym poziomie nie jest popularne w Polsce. Nie interesuje się nim telewizja, prasa sportowa. Ważniejszy jest każdy inny sport. A Pro Tour to jak NHL, NBA czy Champions League. Znaleźć się w tym cyrku to już jest wynik sam w sobie.

bW: W grupach Pro Tour jest obecnie trzech Polaków. Jak sądzisz, jaka jest szansa, że Piotr Mazur i Michał Gołaś osiągną taką pozycję jak Twoja?
S.Sz.: Skoro już tam są, to szanse mają, a nawet mogą stać się kolarzami którzy będą wygrywać.

bW: Wielu młodych zawodników wyjeżdża za granicę – to jedyna droga, by dostać się do dobrej grupy zawodowej, czy może jednak lepiej mozolnie budować swoją pozycję w kraju?
S.Sz.: Myślę, że kto zostaje w kraju ten pogodził się z tym, że już tam będzie jeździł na zawsze. Ciężko pokazać się kolarstwu za granicą ścigając się w polskiej drużynie... chyba że jest to jedna z naszych czołowych drużyn startująca czasem na wyścigach za granicą.

bW: Czy planujesz w najbliższym czasie atak na tytuł mistrza Polski?
S.Sz.: Od 2004r stało się to moim celem, czekam na właściwą trasę i przede wszystkim program startów, który mi pozwoli na optymalne do nich przygotowanie.

bW: A może... w tym roku mistrzostwa świata będą rozgrywane na trudniejszej, bardziej górskiej trasie. Czy myślisz, że mógłbyś być liderem polskiej reprezentacji?
S.Sz.: Mógłbym...

bW: Jeśli już jesteśmy przy jesieni - czy w tym roku znów planujesz strat w Hiszpanii, czy może spróbujesz sił w Tour de Pologne?
S.Sz.: Zdecydowanie i 100% Vuelta.

bW: Póki co, życzymy jednak udanego startu w Romandii i Giro!
S.Sz.: Dzięki wielkie

 

FOTO: arch. Sylwester Szmyd