Justyna Frączek

Po prostu interesuję się sportem

Drukuj

Wielokrotna mistrzyni i medalistka Polski w kolarstwie górskim: xc, downhillu, maratonie. Zwyciężczyni wyścigów etapowych oraz najtrudniejszych rajdów przygodowych w kraju.

Od 15 lat nieprzerwanie w czołówce każdej dyscypliny, którą się zajmuje. A prywatnie? Najskromniejsza mistrzyni, jaką znam!
 

bikeWorld.pl:

Gdy wjeżdżasz na metę maratonu, komentator anonsuje cię jako „legendę polskiego kolarstwa górskiego”. Z jednej strony jesteś wyjątkowo sympatyczną, skromną osobą, ale z drugiej, wygrałaś w tym sporcie tak wiele, ścigasz się 15 lat. Tak szczerze… chce ci się jeszcze?

Justyna Frączek:

Dlatego tak często zmieniam dyscypliny :-). Było cross-country, maratony, downhill a teraz są rajdy przygodowe i przy okazji nadal maratony, ponieważ rower nadal jest moim głównym zajęciem, od tego przecież zaczynałam i czuję się z tym właśnie sportem związana.

bW: A czy czujesz się kimś w rodzaju polskiego „Tinkera” Juareza?
J.F.: Nie no… bez przesady. W każdym razie ja się tak nie czuję, chyba, że jestem tak postrzegana przez ludzi. Faktycznie, jeżdżę na rowerze od kilkunastu lat, ale żeby od razu Tinker? W żadnym wypadku!

bW: Czyli w rajdach startujesz, ponieważ szukałaś… odmiany?
J.F.: Tak, czegoś nowego. Jednak jazda na rowerze, ciągle w taki sam sposób może po pewnym czasie nieco znudzić. Po prostu szukałam nowej przygody. A jak sama nazwa wskazuje, rajdy przygodowe to jest mnóstwo przygód!

bW: Ale przecież one są bardzo ciężkie.
J.F.: Zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego później długo odpoczywam :-)

bW: Z jednej strony jesteś przygotowana do zawodów, które czasem trwają nawet tydzień a z drugiej potrafisz nadal dobrze pojechać w wyścigu xc albo wygrać półmaraton. Jak ty to robisz?
J.F.: Dużo odpoczywam w sezonie. Startując w rajdach nie tylko muszę jeździć na rowerze czy biegać po górach. Trzeba też pływać kajakiem, jeździć na rolkach, więc w sezonie czasu na rower nie mam wcale tak wiele. W tygodniu, w którym jest wyścig, robię zazwyczaj jakieś dwa treningi rowerowe a resztę czasu poświęcam na pozostałem dyscypliny. Tak czy inaczej, jedno nie przeszkadza drugiemu. Na kajaku odpoczywam po rowerze a na rolkach odpoczywam od kajaka.

bW: Zmieniając temat na nieco cięższy. Poziom maratonu kobiecego w Polsce. Jest was, zawodniczek prezentujących określony, wysoki poziom sportowy, raptem kilka. Sześć, może dziesięć, wszystkie się znacie, jesteście niemal ponumerowane. Trudno jest się w takiej sytuacji zmobilizować do rywalizacji?
J.F.: Każdy ma na początku sezonu jakiś swój własny cel, który chce osiągnąć, więc mobilizacja występuje, gdy podchodzę do jego realizacji. Jeśli już się na to decyduję, to wszystko podporządkowuję właśnie temu. Wbrew pozorom w moim przypadku wcale nie jest tak kolorowo, kilka razy przegrałam np. z Eweliną Ortyl, choć ona jeździ w starszej, niż moja, kategorii wiekowej. Jest jeszcze ponad miesiąc do pierwszego ważniejszego startu, dopiero po nim okaże się, kto jest w jakiej dyspozycji w tym sezonie. Poza tym każda z nas inaczej radzi sobie w innym terenie a maratony są przecież różne a aby być wszechstronnym, trzeba szlifować pewne braki i tu też można szukać pola do mobilizacji.

bW: Trudny teren - tam radzisz sobie najlepiej, w każdym razie im trudniejsze warunki, tym lepsze osiągasz wyniki. Zjeżdżasz lepiej niż 95% maratończyków, w tym większość biorących udział w zawodach facetów. Czy dzieje się tak, bo… po prostu to lubisz i masz talent, ponieważ startowałaś w downhillu, czy też może dlatego, że gdy zaczynałaś swoją przygodę z kolarstwem, trasy xc były na tyle wymagające, że wtedy właśnie nauczyłaś się takiej techniki jazdy?
J.F.: Właściwie, to wszystko, co wymieniłeś no i… lata praktyki. A co najbardziej… właściwie to nie wiem. Myślę, że staram się jak najlepiej wykorzystywać możliwości, jakie daje mój rower.

bW: Ale przecież na każdym rowerze jeździsz tak samo szybko!
J.F.: Mimo wszystko na sztywniaku nie da się tak szybko pokonywać zjazdów. Tam przydaje się doświadczenie z downhillu. Ale też i doświadczenie z pierwszych startów w xc jest bardzo cenne. Wtedy trasy były naprawdę urozmaicone. Przed startem w Polanicy najtrudniejsze odcinki trenowało się do momentu, gdy się ich nie zjechało. Jeśli miałabym dać radę komuś, kto się uczy zjeżdżać, to przede wszystkim trenować z lepszymi od siebie, podglądać, jak pokonują najtrudniejsze fragmenty trasy. To wiele daje, gdy zobaczy się, jak ktoś faktycznie dobry wybiera drogę, pokonuje nierówności…
 


bW: Wyścigi etapowe. Wygrałaś w Polsce trzy, w sensie trzy różne (Bike Challenge, Transcarpatia, Bike Adventure) w różnych konfiguracjach (jako mix i w parze z kobietą). Masz jakieś plany startów zagranicznych?
J.F.: Właśnie nie mam. Czekam na propozycje :-)

bW: Czy w takim razie w tym roku do kompletu planujesz wygrać MTB Trophy?
J.F.: Chociaż bardzo bym chciała, prawdopodobnie nie wystartuję. W tym samym czasie i niemal w tym samym miejscu rozgrywane jest

Adventure Tophy

. Partnerzy z teamu bardzo nalegają na mój start w tej właśnie imprezie. Chyba, że trasa będzie się fragmentami pokrywała ;-)

bW: Gdybyś jednak zdecydowała się na start w MTB Trophy, ścigałabyś się tam z Ludmilą Damkovą. To taki czeski „Tinker w spódnicy”, albo „Czeska Justyna Frączek”. Ty ścigasz się już 15 lat, ale teoretycznie najlepsze lata masz ciągle jeszcze przed sobą! Petra Henzi zdobyła medal mistrzostw świata w wieku 36 lat, Alison Sydor blisko czterdziestki triumfowała w TransAlpie.
J.F.: Sugerujesz, żebym znowu zaczęła jeździć w cross-country?!

bW: Dlaczego nie? Myślałaś w ogóle o takiej możliwości?
J.F.: Szczerze, to nie bardzo. W sumie mogłabym w tym roku doświadczalnie wystartować w jednej z eliminacji Grand Prix, ale nie sądzę, żebym miała szansę na jakiś dobry wynik. I nie bardzo wiem, co musiałabym zrobić, żeby liczyć się tam w walce o najwyższe miejsca.

bW: A inny pomysł: mistrzostwo Polski w maratonie? Tego „skalpu” brakuje jeszcze w twojej kolekcji.
J.F.: Nie w tym roku – jadę na Salzkammergut Trophy.

bW: Jeśli już jesteśmy w tym temacie. Masz spore doświadczenie w startach za granicą. Jaka jest różnica między maratonami np. w Austrii a tymi organizowanymi w Polsce?
J.F.: Myślę, że jedyna różnica jaka jest, dotyczy samych uczestników. Poza tym nie widzę różnic, także w kwestii organizacji. Drobne wpadki zdarzają się nawet podczas najważniejszych imprez na świecie. Opóźniony start, problemy z pomiarem czasu, czy braki na bufecie często zależą od przyczyn niezależnych i przytrafiają się wszędzie i wszystkim. Co jest inne, to mentalność ludzi. U nas wszyscy narzekają na wszystko: że zabrało pomarańczy albo, że w mandarynkach było za dużo pestek ;-). Albo że było błoto a powinno być sucho. Lub na odwrót. Albo, że było za płasko, albo, że było za dużo zjazdów. Tam nikt nie narzeka, wszyscy są uśmiechnięci i zadowoleni z tego, że mogą wystartować, pościgać się, zmierzyć z różnymi przeciwnościami.

bW: No właśnie! Ty też jesteś zazwyczaj uśmiechnięta i zadowolona. Pamiętam, że nawet po zeszłorocznym „Bergsonie”, gdy przyjechałaś faktycznie bardzo zmęczona, gdy się ciebie zapytałem, jak było, odpowiedziałaś krótko: „Było fajnie”.
J.F.: Oj, na szczęście już nie pamiętam zeszłorocznego „Bergsona”.

bW: Lubisz, to co robisz?
J.F.: Inaczej bym tego nie robiła!

bW: Czyli lubisz, na przykład, marznąć przez 60 godzin non stop?
J.F.: Tak, uwielbiam, gdy jest zimno i nie można spać ;-). A poważniej, to gdy ktoś pomyśli o tym, że zawody trwające 60-70 godzin bez przerw, niemal bez snu, są rzeczą niemożliwą do wykonania a w ogóle to po co komu taka męczarnia. Sama, gdy startowałam pierwszy raz w rajdzie przygodowym, podchodziłam do tego ze sporym niedowierzaniem. Ale po ukończeniu zawodów dowiadujesz się, że to można zrobić i jest bardzo wiele satysfakcji z realizacji czegoś, pozornie niemożliwego do wykonania.


bW: A czy uczniowie i nauczyciele w szkole (Justyna jest nauczycielką W-F w jednym z krakowskich gimnazjów) wiedzą, że „Pani profesor Frączek” robi to, co robi? A jeśli tak, to jak ciebie, przez pryzmat startów w maratonach i AR odbierają?
J.F.: Moi koledzy wiedzą, a uczniowie nie do końca. Niektórzy coś, gdzieś przeczytali. Wtedy po prostu bardziej starają się na zajęciach :-). W każdym razie nie wytykają mnie palcami i nie mówią: „To Justyna, która jest zawodniczką”.


bW: Mimo wszystko łamiesz pewien stereotyp. Z jednej strony pani nauczycielka a z drugiej, „ciemna” strona osobowości walcząca podczas najtrudniejszych imprez w kraju.
J.F.: To nie jest ciemna strona osobowości!

bW: No dobrze… ta „druga” strona osobowości.
J.F.: Chyba każdy ma jakieś zainteresowania. Ja akurat mam, poza pracą, zainteresowania sportowe.


bW: Czyli to, co robisz, to są po prostu zainteresowania sportowe, tak?
J.F.: Tak!

FOTO: arch. bikeWorld.pl, arch Justyna Frączek - Tomasz Skarżyński