Czasowo-triathlonowe manetki SRAMa

Drukuj

To zabawne. Obserwowanie wyścigu producentów o miano najbardziej innowacyjnego miewa niekiedy dośc nieoczekiwane oblicze.

Szczerze mówiąc zdrowo się uśmiałem, czytając informacje prasowe dotyczące najnowszych manetek „aerodynamicznyc” SRAMa. Nie dlatego bynajmniej, że sama konstrukcja jest nieciekawa.

Dlaczego więc? Otóż zaledwie chwilę temu usłyszeliśmy, że Shimano do grupy Dura-Ace Di2 proponuje, nie mniej, ni więcej, manetki satelitarne, montowane na końcu czasowego leżaka. Błyskawicznie odezwały się nożyce i niczym królik z kapelusza wyskoczył odpowiednik SRAMa. Nie elektroniczny wprawdzie, ale interesujący. Jak zapewnia firma konstrukcja modelu 1090-R2C pozwala na dystansie pokonywanym rowerem podczas Ironmana zaoszczędzić od 10 do 36 sekund. Ten dystans to 180 kilometrów... Porównania dokonano testując prototyp 1090-R2C w zestawieniu z manetkami o tradycyjnej konstrukcji, używając przełożeń 53 do 14 zębów. Mam tylko nadzieję, że tej samej osobie nie kazano jechać dwa razy ;)

Ujmując rzecz poważniej, same manetki są o tyle interesujące, że przypominają trochę manetki a la RapidFire SunRace z dawnych lat, gdzie jedna i ta sama dźwignia poruszała się w dwie strony, powracając do centralnego przełożenia (albo też najtańsze Triggery SRAMa). Działają bowiem dokładnie tak samo - stąd nazwa, bo R2C to skrót od Return to Center. W czasie jazdy dźwignie pozostają cały czas między palcami wskazującymi i kciukami, w optymalnej, aerodynamicznej pozycji. Nowe manetki kompatybline są z napędami 10-biegowymi SRAMa, ich waga ma wynosić 195 gramów (para), a do wykonania użyto karbonu, tytanu, aluminium i kompozytów. Przewidziano możliwośc wstępnego ustalenia pozycji dźwigni, jak też dopasowanie do kierownicy Zipp Vuka. W sprzedaży 1090-R2C mają pojawić się wiosną 2009.

Info: sram.com