Wywiad: Karol Serwin (trial)

Drukuj

Karol Serwin to ikona polskiego trialu. Od wielu lat nie ma sobie równych na krajowym podwórku. Zapraszamy do przeczytania obszernego wywiadu z tym niezwykle ambitnym zawodnikiem.

 

 

 

 

Bikeworld.pl: W 2017 roku już po raz piętnasty wywalczyłeś tytuł mistrza Polski. Nie znudziło Ci się jeszcze wygrywanie na krajowym podwórku? Które z tych zwycięstw najbardziej utkwiło Ci w pamięci?

Karol Serwin: Muszę przyznać, że nie znudziło mi się, chociaż nie jest to równocześnie coś, co wywołuje we mnie wielką ekscytację. Pierwszy tytuł zdobyłem w wieku dziesięciu lat, teraz mam 31, więc nie była to bezwzględna dominacja przez całą karierę. W ostatnich latach nie mam sobie równych w Polsce i nie przyjmuję do wiadomości, że mogłoby być inaczej. Symbolicznie jest to jednak dla mnie bardzo ważne, ponieważ świadczy to o mojej wytrwałości i poziomie profesjonalizmu, który potrafiłem wprowadzić w życie na stałe i dzięki temu stale robię postępy, a nie stoję w miejscu. W pamięci mam zdecydowanie swój pierwszy tytuł w seniorskiej kategorii, czyli elicie, kiedy to pokonałem najlepszego polskiego zawodnika w historii trialu, a mianowicie Rafała Kumorowskiego, który był trzykrotnym mistrzem świata, z którym wiele lat spędziłem na wyjazdach, od którego najwięcej się nauczyłem. W dodatku było to na jego terenie, czyli w kamieniołomie w Tarnawie Dolnej. Zdecydowanie było to jedno z ważniejszych wydarzeń dla mnie jako sportowca.

BW: Zeszłoroczny sezon zakończyłeś startem w Chinach, gdzie rozegrano mistrzostwa świata. Azjaci stanęli na wysokości zadania, jeśli chodzi o organizację tej sportowej imprezy? Jak podoba Ci się ta nowa formuła zawodów?

Zawody odbyły się w stolicy Syczuanu – Chengdu, ale pomimo tego, że zorganizowano je w Państwie Środka, to Chińczycy nie organizowali bezpośrednio tych zawodów. Za budowę trasy odpowiedzialni byli przedstawiciele UCI. Zdecydowanie stanęli oni na wysokości zadania. Trasa była bardzo dopracowana. Trudnością porównywalnie z Pucharami Świata, ale również bardzo widowiskowa dla publiczności. Organizacyjnie pod względem lokalizacji, porządku i innych aspektów poza sportowych wszystko odbyło się na wysokim poziomie. Nie mam konkretnych zastrzeżeń. Nowa formuła była ogromnym wzywaniem, ponieważ pierwszy test tej formuły odbywał się właśnie podczas tego czempionatu, jednak wyszło to bardzo dobrze. Jesteśmy zgodni wraz z innym zawodnikami, że zmiana jest korzystna, za równo dla zawodników, jak i dla kibiców. Trial jest skomplikowany, zasad jest bardzo dużo i nie da się ich w kilka minut przekazać komuś, kto widzi to pierwszy raz. Ogólna zasada jest taka, że nie możemy dotykać podłoża (przeszkód) żadną częścią ciała oraz żadną częścią roweru, oczywiście oprócz opon. Jeżeli osoba obserwująca zna tę zasadę, a trasa jest zbudowana w odpowiedni sposób, to trial staje się bardzo czytelny. Ten wskoczył, a tamten nie wskoczył, ten się podparł, a tamten nie - od razu wiemy, który z nich jest lepszy. Do tego doszły wyniki live na telebimie, więc wyglądało to naprawdę dobrze.

BW: W Państwie Środka zająłeś trzynaste miejsce. Jesteś zadowolony z tego wyniku, czy czujesz pewien niedosyt? Jak podsumujesz swój występ?

Jestem bardzo zadowolony z siebie. Oczywiście marzyła mi się pierwsza „dziesiątka”, ale jestem bardzo świadomy tego, że nie mogę od siebie wymagać zbyt wiele. Trenuję, przygotowuję się, dbam o szczegóły, takie jak dieta, suplementacja, regeneracja. Podchodzę do tego wszystkiego niezwykle profesjonalnie, z bardzo dużym nakładem sił i czasu, ale nie jestem profesjonalnym sportowcem. Nie jest to moja praca. Nie mogę w zimie trenować w Hiszpanii. Nie mogę więcej czasu przeznaczyć na treningi w terenie. Mieszkam w Warszawie, a nie ma tu zupełnie żadnych warunków do uprawiania trialu. Pracuję, by się utrzymać. Ja nie narzekam, ale bądźmy szczerzy, nie da się w obecnych czasach, w takich warunkach być mistrzem świata. Ja daję z siebie zdecydowanie więcej niż sto procent i to od wielu lat. Jestem aktualnie trzynasty na świecie i to jest moje miejsce, najlepsze, jakie może być. To jest moja pasja i to, że w dalszym ciągu mogę to robić, daje mi szczęście.

BW: Trial to twój świat od kilkunastu lat. Od razu złapałeś bakcyla do tego sportu?

Odrobinę sprostuję – od kilkudziesięciu, bo to już 22 lata. Trial pokazał mi tata. Początkowo trochę stawiałem opór, bo jednak wszyscy koledzy grali w piłkę nożną, a ja zostawałem sam, ale po roku już byłem bardzo wkręcony. Trial jest bardzo ciężki i żmudny przez pierwsze 4-5 lat. Postępy są bardzo małe, więc większość osób nie przechodzi tej próby. Jeśli porównam to z innymi sportami, a z wieloma miałem do czynienia, oraz obserwowałem to wiele razy, to mało jest tak trudnych na początku dyscyplin. Później jest oczywiście tak samo, jak wszędzie, bo nie ma trudniejszych i łatwiejszych sportów. Wiele dzieci, które próbowało trialu, nie wytrzymuje jednak tych kilku lat, w których bardzo ciężko zaobserwować progres. Ten proces stale się powiększa, bo skoro mało osób przechodzi dalej, to mało jest rówieśników, z którymi można wspólnie ćwiczyć, czy rywalizować, więc staje się to mało atrakcyjne. Ja na pewno ukształtowałem swój charakter bardzo mocno. Jestem ekstremalnie cierpliwym i pokornym człowiekiem.

BW: Co robisz w wolnym czasie? Umiesz rozstać się z dwoma kółkami?

Spędzam czas z żoną oraz pracuję. Tak to dokładnie wygląda. Pracuję jako trener personalny oraz jako trener przygotowania fizycznego w sporcie, więc moje życie poza dwoma kółkami dalej jest zintegrowane ze sportem. Całkowicie wolnego czasu mam po prostu bardzo mało, ale zazwyczaj urlopy spędzam wraz z żoną na podróżach. Gramy wspólnie również w badmintona, co jest dla nas świetną rozrywką.

BW: Powiedziałeś, że jesz, dbasz o ciało jak profesjonalista, choć nim nie jesteś. Co jeszcze różni Cię od zawodowców? Jak wygląda dzień Karola Serwina?

Otóż jestem trenerem przygotowania fizycznego i to jest można powiedzieć, moja druga pasja po rowerze. Rozwijam się w tym kierunku nieustannie i staram się wprowadzać wysokie standardy do polskiego sportu, bo jest z tym u nas jeszcze bardzo słabo. Głównym celem jest nie tak, jak wszyscy myślą - wyżej, dalej, szybciej, tylko zdrowiej. Mało kto jeszcze rozumie, że trening siłowy ma zabezpieczać ciało przed wieloletnią eksploatacją organizmu treningiem danej dyscypliny. Dlatego robiąc to na wysokim i myślę bardzo profesjonalnym poziomie, dążę do tego, żeby trenować jak najdłużej w pełnym zdrowiu. Współpracuję z trenerem Sebastianem Gęsiorem, którego uważam za wybitną jednostkę pod względem wiedzy i umiejętności. W Polsce takich osób jest bardzo mało. To jest zatem pierwszy aspekt dbałości o ciało. Drugim jest odżywianie oraz suplementacja. W obu przypadkach również zdałem się na osoby z najwyższej półki. Współpracowałem kilka lat z dietetyczką Dorotą Traczyk, zaś aktualnie pod względem suplementacji prowadzi mnie Dariusz Reinhard. Bardzo dużo się nauczyłem i dowiedziałem o sobie, wykorzystuję to teraz na co dzień. Lubię gotować i 95 procent posiłków przygotowuję sam. Trzymam się wypracowanych zasad i schematów i zdecydowanie stawiam na jakość. To jest drugi aspekt dbałości o ciało. Trzecim jest regeneracja - uwielbiam saunę oraz krioterapię. Konieczna jest również bieżąca współpraca z fizjoterapeutą. Mój dzień średnio wygląda tak: wstaję o 6, robię śniadanie, między 7-12 zazwyczaj pracuję, między 12-15 zazwyczaj trenuję, potem 17-20 praca, a czasami odbywam drugi trening, który trwa nawet do 21-ej. Moja praca jest niezwykle elastyczna, dlatego układam grafik zawsze na tydzień do przodu i w pełnym sezonie robię około 9-10 swoich treningów w tygodniu, pracując przy tym z reguły rano i wieczorem. I to mnie właśnie różni od zawodowców, że w czasie, kiedy ja pracuję, oni odpoczywają. Przede wszystkim jednak chodzi o warunki do uprawiania samego trialu. Ja trenuję w mieście, na murkach, znalezionych kamieniach. Nie ma w Warszawie trialparku, nie ma naturalnych warunków, takich jak kamieniołomy i to jest największe ograniczenie.

BW: Co i dlaczego uważasz za swoje największe osiągnięcie?

Na papierze jest to na pewno tytuł wicemistrza świata w kategorii juniorów i obiektywnie jest to moje największe osiągnięcie. Jeśli natomiast miałbym spojrzeć szerzej na to pytanie, to myślę, że jest to fakt, że się nie poddałem, że nie odpuściłem i konsekwentnie rozwijam się i robię wszystko, by być lepszym. Mam wspaniałą żonę,  kolejne cele i perspektywę tego, co chcę robić, gdy zakończę karierę jako sportowiec.

 

 

 

 

BW: Czy świat trialu ucieka Polsce? Jak oceniasz aktualny poziom tej konkurencji w naszym kraju? Widać, że Chińczycy postawili na kolarstwo miejskie?

Świat trialu już uciekł i niespecjalnie ktoś oprócz mnie go w tym kraju goni. Mamy kilku bardzo młodych, perspektywicznych zawodników, ale obecnie jest za wcześnie, żeby ich zakwalifikować jako tych, co gonią świat. Trzeba jeszcze poczekać kilka lat. Niestety, ale niszowe sporty są przygniecione do podłoża, tak, że nie da się oddychać. Nie mamy żadnych szans, kiedy nikt nas nie wspiera. Polski Związek Kolarski pod tym względem praktycznie nie istnieje. Polskie państwo daje pieniądze tym, co mogą być mistrzami olimpijskimi, czyli z zasady jesteśmy zaszufladkowani jako gorsi i niepotrzebni. Niczym się jednak nie różnimy, trenujemy tak samo, a po sobie wiem, że trenuję dużo bardziej odpowiedzialnie i profesjonalnie, aniżeli niektórzy olimpijczycy. Sponsorzy oczekują wielkich korzyści, które przełożą się na sprzedaż ich usług, czy produktów, a nikogo nie stać, żeby rzucić wszystko i na siłę rozwijać takie dyscypliny jak trial. Takie mamy czasy. Nie możemy więc oczekiwać za wiele, na swoim podwórku każdy robi, co może. Cała nadzieja w samorządach oraz firmach, które decydują się wspierać miejscową społeczność, tak jak to jest w moim przypadku. Moimi sponsorami są lokalnie: Gmina Miejska Świdnik, Starostwo Powiatowe w Świdniku, Urząd Marszałkowski w Lublinie, Spółdzielczy Bank Powiatowy w Piaskach, Firma Robert Kasprzak oraz Firma Krysmar. Poza tym: Echo Bikes – firma rowerowa, Under Armour – amerykańska firma odzieży sportowej,  Grip Grab – firma odzieży rowerowej z Danii, Energy Pharm – polska firma z suplementami sportowymi, Trialshop.pl – polski internetowy sklep trialowy. Dzięki tym wszystkim firmom jako sportowiec jestem tu, gdzie jestem.

BW: Czym różni się rower do trialu od rowerów szosowych? A jakie są między nimi podobieństwa?

Uogólniając, jeden i drugi ma ramę i koła, korby, pedały, łańcuch. Mimo to różnią się absolutnie wszystkim. Ma inne przeznaczenie, więc nie da się nawet tego porównać. Mój rower nie ma siodełka, które jest ciężkie i by tylko przeszkadzało. To jest jedyny niezrozumiały element dla większości osób. Rower do trialu ma być lekki, ale wytrzymały i to jest cały problem. Ja ważę prawie 90 kilogramów. Jeśli zeskakuję z dwóch metrów, a rower sam w sobie jest sztywny, czyli nie ma żadnej amortyzacji, to łatwo sobie wyobrazić, jakie działają siły. W trialu mamy dwa rodzaje rowerów z kołami 20-calowymi i  26-calowymi. Osobiście od zawsze jeżdżę na tych mniejszych.

BW: Trial rowerowy to ekstremalny sport. Mimo wszystko, odpukać, twoja historia kontuzji jest niemal pustą kartką…

Nigdy nie miałem skręcenia, złamania, czy wstrząsu mózgu, ale dwie poważne kontuzje mi się przydarzyły. Pierwsza to krwiak przegrody nosowej, po tym jak uderzyłem twarzą w kamień, a kask za wiele nie ochronił. Trochę miałem pecha z diagnozą lekarską i skończyło się na tygodniowym pobycie w szpitalu. Drugiej doznałem podczas finału mistrzostw Europy w Szwajcarii, kiedy to upadłem z bardzo dużej, ponad trzymetrowej wysokości. Wtedy również wylądowałem w szpitalu. Miałem tak bardzo stłuczone żebra, że doszedłem do siebie dopiero po półtora miesiąca. Podsumowując, jak na 22 lata trenowania, to dobrze się trzymam. Podkreślę jeszcze raz to, o czym mówiłem wcześniej, dbałość o ciało to podstawa u sportowca i to ma zapewniać brak urazów.

Wywiad z Karolem Serwinem przeprowadził Maciej Mikołajczyk