Ziemia Kłodzka na szosie: gdzie warto jechać?

Raj dla miłośników górskich wspinaczek, szybkich zjazdów i spokojnych szos - Ziemia Kłodzka i okolice

Drukuj

Północ Polski na mapie nieodzownie kojarzy się z cyplem półwyspu helskiego, podczas gdy południe z workowatym kształtem, często nieprecyzyjnie określanym Kotliną Kłodzką. W rzeczywistości sama kotlina zajmuje tylko centralną część tego kartograficznego tworu, ale jej przyległości nazwiemy Ziemią Kłodzką - tak będzie łatwiej i pozostaniemy w ładzie geograficznym. Na tym kończą się wszelkie “łatwości” Ziemi Kłodzkiej.

 

Wypada jednak pójść nieco dalej, bo historycznie i gospodarczo “Glaciensis” zaczyna się nie od Barda (jadąc od północy), ale jeszcze trochę na północ. Dla nas granicą będzie Kamieniec Ząbkowicki, który jest rozpoznawalny, zasługuje na więcej turystów i można go uznać za znakomity punkt startowy. Wszystko za sprawą pałacu Marianny Orańskiej, a właściwie Marianne van Oranje-Nassau - to spolszczenie mnie drażni, bo wypacza kontekst historyczny tej krainy. Za jej życia, które spokojnie można by było przedstawić w formie porywającego serialu w kilku sezonach, region ten stał się turystyczną perłą, a ona sama sfinansowała wiele szlaków, którymi poruszamy się do dnia dzisiejszego. Jeśli kogoś to interesuje, to w internecie znajdzie wystarczająco dużo informacji, a ja zbyt łatwo ulegam dygresjom, więc tu utnę wątek księżnej. Ale skoro jestem przy dygresjach, to warto tylko dodać, że od setek lat był to szalenie ważny punkt na trasach handlowych z rejonów północnych na południe i że historia przynależności do kolejnych władców i królestw jest niezmiernie obszerna, co odbiło się na wielu miastach, zabytkach czy nawet szosach. Do Kamieńca Ząbkowickiego kursuje też bardzo dużo pociągów z Wrocławia i Legnicy, więc łatwo się tam dostać nawet bez samochodu.

Ziemia Kłodzka jeszcze niedawno była niemal rezerwatem kiepskich asfaltów na pięknie wytyczonych duktach, jednak w dość szybkim tempie kolejne zdegradowane nawierzchnie są zastępowane przez nowe, wąskie i kręte szosy. Kiedy kilka lat temu na naszym rynku debiutowały gravele, wydały mi się one idealne właśnie na ten obszar, gdzie trafiają się bardzo różne warunki, ale też nie wszystkie najlepsze miejscówki osiągniemy wyłącznie na wąskiej oponie. 

 

 

 

 

Od północy mamy do dyspozycji kilka kierunków prowadzących z Kamieńca Ząbkowickiego: Paczków, Złoty Stok, Przełęcz Łaszczowa przez Dzbanów, Bardo przez Przyłęk czy Nowa Ruda. Wszystkie kierunki gwarantują już na wstępie piękne widoki i sporą dawkę podjazdów, a czasem i wibracji - szczególnie z Barda do Wojborza. Ale co dalej? Dalej bywa różnie i trzeba to sobie jakoś uporządkować. Po pierwsze jak ognia unikamy dróg krajowych nr 8 i 33. I tutaj najlepszym wyjściem będzie pokierowanie się jedną z gotowych tras, przygotowaną przez Pawła Piko Puławskiego w 2022 roku na Brevet Korona Kotliny - zalicza bowiem najwięcej ze wszystkich atrakcji, a do tego złych nawierzchni było “jak na lekarstwo” i to w samym końcu. Trasa liczy 300 km i oferuje nieco ponad 5000 m w pionie, jednak ci, którzy nie chcą jej zrobić w całości jednego dnia, mogą ją spokojnie podzielić na dwa dni dzieląc ją w okolicach Idzikowa i Radochowa przez Nowy Waliszów, lecz tam asfalty są naprawdę bardzo kiepskie. Trasa dostępna jest pod linkiem: ridewithgps.com/routes.

 

Brałem udział w tej imprezie i byłem absolutnie zachwycony nowymi miejscami, którymi nie miałem okazji jeździć wcześniej, mimo, że mijałem je wielokrotnie. Szczególnie byłem zachwycony przejazdem przez Goworów i stromym podjazdem do Jodłownika, a dalej trasa do granic Międzylesia powodowała, że nie chciało mi się jechać dalej, tylko robić zdjęcia.

 
 

W zachodniej części “worka” mamy Park Narodowy Gór Stołowych i prowadzącą przez niego drugą w regione “Drogę Stu Zakrętów” z Kudowy Zdroju do Radkowa, aktualnie od Karłowa do Radkowa jest remontowana, więc już niebawem będzie można cieszyć się spokojną jazdą wśród monumentalnych skalnych ścian i formacji oraz widokiem na Szczeliniec Wielki tuż przed dojazdem do Radkowa. Do czasu zakończenia remontu trzeba jakoś to ominąć i też jest to możliwe bez zapuszczania się na ruchliwą DK8. 

 

 

Północna część może nie oferuje wielkich podjazdów, za to rekompensuje widokami na Góry Sowie. Mamy tu do dyspozycji całkiem rozbudowaną sieć wyasfaltowanych dróg rolniczych prowadzących między polami i stawami. Nie jest płasko, gdzieś te przewyższenia ciągle się kumulują. Na koniec zostaje jedyny ciągle - ale pewnie już niedługo - kiepski fragment przed samym Bardem, które zachęca do zwiedzania starej części miasteczka oraz mostu na Nysie Kłodzkiej. A jak już przy mostach - w samym Kłodzku znajduje się ciekawy zabytek z czasów, kiedy regionem panowali Czesi - Most Gotycki jest często porównywany do Mostu Karola w Pradze. To pewnie trochę na wyrost, jednak skala tych konstrukcji jest całkowicie różna, a to, że w tamtym czasie tak się po prostu budowało mosty, nie jest od razu powodem, by je ze sobą porównywać. Na pewno jest piękny i warto wpisać go sobie na listę zabytków wartych odwiedzenia z pozycji roweru.

 

 

W temacie zabytków w ogóle, poza tym, co zawsze znajdziecie w przewodnikach napisanych przez ludzi, którzy mają o tym o wiele większe pojęcie, na pewno na uwagę zasługują konstrukcje, których znajdziecie tu wiele, oznaczone tabliczką “dom sudecki”. To specyficzna dla regionu forma, obecna po polskiej (wcześniej niemieckiej) i czeskiej stronie granicy. Co ciekawe, kiedy u nas nie ma praktycznie form ochrony krajobrazu wsi przed nowoczesną architekturą, w wielu miejscach po czeskiej stronie można zauważyć, że nowe budynki są wznoszone starą technologią. Oczywiście i u nich pojawiają się odstępstwa.

 

Ziemia Kłodzka to obszar na cało urlopowe peregrynacje przy dowolnej aktywności, ale jest jeden specyficzny jej region, który dla amatorów szos jest szczególny. Polecany także przez “lokalnego dobrego ducha Stravy” Tomasza Sidorowskiego, mój ulubiony obszar Doliny Dzikiej Orlicy oraz otaczających ją pasm Gór Orlickich i Bystrzyckich. 

 
 

 

Drogi w większości dobre, ale można się też wpakować w odcinki zapomniane od kilkudziesięciu lat. Na szczęście jest ich mało. Konkurencyjny mógłby być Masyw Śnieżnika, np. Sienna ale tam nie ma zbyt dużo dróg w ogóle. Góry Bystrzyckie i Orlickie dają zdecydowanie więcej możliwości konfiguracji tras. W stosunku do innych rejonów ruch samochodowy tez jest najmniejszy. No i jeszcze jeden poważny argument na ich korzyść to bliskość do Czech przez Mostowice, Niemojów, Kamieńczyk - pisał do mnie Tomasz. Możecie śledzić jego aktywność na Stravie do czego serdecznie zapraszam, bo to najbardziej inspirujące trasy i do tego dostarczane codziennie wraz z dużą ilością przewyższeń. 

 

 

To zdecydowanie najspokojniejszy, najbardziej malowniczy obszar w całej przestrzeni, który - niestety po polskiej stronie - zaczyna pokrywać się kiepską, niepasującą tu architekturą nowoczesnych stodół albo udającą podhalańską (!), ale jeszcze jest bardzo dużo zapomnianych wsi, gdzie na kilkanaście domów, może kilka nadaje się do mieszkania, a reszta jest w opuszczona. Po polskiej stronie najwyżej dojedziemy szosą pod schronisko Jagodna - 811 m n.p.m. I niech Was nie zwiedzie znak kierujący na “Autostradę Sudecką”, bowiem to piękna, lecz fatalna w stanie droga. Gravelem jest na niej bardzo nieprzyjemnie. Natomiast jest ona ciekawostką z czasów przedwojennych. Teoretycznie Niemcy chcieli umożliwić dojazd do miejscowości uzdrowiskowych w celach turystycznych, jednak na samej Jagodnej stoją przy niej dwa bunkry mające udawać górskie szałasy, a w dalszych częściach pod drogą są specjalne kanały umożliwiające szybkie wysadzenie drogi w powietrze. Myślę, że do militarnych wątków Sudetów powrócimy w kolejnych artykułach.

 
 

Po czeskiej stronie najwyższy punkt osiągniemy na szczycie Velka Destna - 1115 m n.p.m., na którą prowadzi asfaltowa, dobrej jakości droga, praktycznie bez ruchu samochodów.

 

Idealnym miejscem na bazę będzie Zieleniec, do którego możecie dojechać z Dusznik Zdroju niesamowitą doliną Bystrzycy Dusznickiej lub Bystrzyca Kłodzka z jej przyległościami. Łatwa komunikacja koleją z Wrocławia czy nawet samochodem zdecydowanie skraca dystans do szosowego “crème de la crème” Ziemi Kłodzkiej. Pamiętajcie też, że każdym milimetrem szerokości opony Waszych rowerów rośnie liczba opcji do zwiedzenia i to w postępie geometrycznym. Na szosach niestety nie poznacie takiej miejscowości jak Huta, nie zobaczycie Strażnika Wieczności i nie poznacie nieskończonej sieci szutrówek Gór Bystrzyckich czy kamiennych dróg Gór Bialskich i dzikich przejść granicznych w Rychlebach. Ale o tym wszystkim innym razem.