Stevens S6

Drukuj

Nie ukrywajmy. Większość z nas nie jest zorientowana na konkretną dyscyplinę kolarstwa. Fajnie jest czasem przejechać maraton albo jakieś lokalne XC.<br />

Nie ukrywajmy. Większość z nas nie jest zorientowana na konkretną dyscyplinę kolarstwa. Fajnie jest czasem przejechać maraton albo jakieś lokalne XC.
Innym razem kumple wyciągną nas na parę dni w góry, a jeszcze kiedy indziej wypadałoby pojechać z dziewczyna na piknik za miasto. Należałoby też pokręcić trochę treningowo, żeby pozbyć się tych kilku zbędnych kilogramów po zimie.

Jednocześnie większości z nas nie może pozwolić sobie na kilka maszyn do różnych „dyscyplin”. Pomijając nawet brak funduszy, dużym problemem jest pomieszczenie w mieszkaniu kilku rowerów. Ta sytuacja rodzi wiele dylematów przy wyborze sprzętu. Najlepiej, żeby jeden rower sprawdzał się tak samo dobrze w każdych warunkach, a dodatkowo nie kosztował fortuny. Była by to maszyna idealna. Każdy jednak wie, że ideały nie istnieją. Na szczęście są rowery, które się do nich zbliżają. Jednym z nich jest Stevens S6.

Rama Od razu widać, że konstruktorzy ze Stevensa postawili na wysoką jakość. Najlepszym tego przykładem jest rama. Na pierwszy rzut oka niepozorna. Można by nawet powiedzieć ascetyczna. Bez żadnych udziwnień. Jedynie rurki tylniego widelca wygięte zostały w charakterystyczne „S”. Grafitowo-błękitny kolor też specjalnie nie rzuca się w oczy. Jednak przy trochę bardziej uważnej obserwacji ukażą nam się równiutkie spawy i dokładnie wycięte poszczególne, wykonane z aluminium 7005 elementy ramy. Miejsca narażone na otarcia przez linki zabezpieczone są grubymi, przeźroczystymi naklejkami. Niby nic specjalnego, bo tego typu „ochraniacze” można z łatwością wykonać samemu, ale wielu przypomina sobie o nich dopiero po pierwszej jeździe, kiedy rurki są już mocno podrapane. Bardzo ładnie zostały wykonane filigranowe uchwyty na przewody do tarczówki. Dobrą wiadomością dla amatorów dłuższych wycieczek jest to, że rama daje możliwość zamontowania tylniego bagażnika.

Osprzęt Ciężko jest znaleźć bardziej „homogeniczny” rower niż S6 (no chyba, że innego Stevensa). Zarówno korba, kaseta, łańcuch, jak i klamkomanetki i hamulce oraz piasty pochodzą z japońskiej grupy Deore. Nie jest to bynajmniej zbieg okoliczności, ale świadome działanie producenta, który doskonale zdaje sobie sprawę, że skończyły się czasy wciskania kota w worku, kiedy o klasie roweru stanowiła tylko i wyłącznie tylnia przerzutka. Świadomość klientów bardzo wzrosła i wiele osób zwraca uwagę na takie elementy jak chociażby łańcuch lub piasty. Poza tym kompletna grupa to gwarancja działania wszystkich komponentów na jednakowym, wysokim poziomie. Podobnie sprawa się ma z mostkiem, sztycą, kierownicą oraz siodłem. Wszystkie elementy pochodzą z dość egzotycznie nazywającej się grupy Oxygen Driver. Są one jednak łudząco podobne do części z grupy Pro Toma Ritcheya (zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że pochodzą z tej samej fabryki i różnią się tylko napisem). Tak czy inaczej sprawdzają się bardzo dobrze i nie miałem do nich podczas testu żadnych zastrzeżeń. Siodło jest raczej ściganckie – długie, twarde i wąskie – jednak mimo tego zapewnia duży komfort.

Koła Jak już wcześniej wspomniałem kółka kręcą się na sprawdzonych piastach Deore. Zaplecione są na dodających elegancji srebrnych szprychach z nierdzewki. Obręcze XM 117 pochodzą od dobrze znanego, francuskiego producenta Mavica. Niewiadomą były dla mnie natomiast opony Continental Vapor Pro. Jak na 2,1” to są dość… wąskie i mają dość agresywny bieżnik. Ich zachowanie w terenie i odporność na przebicia (sezon wcześniej jeździłem na Escape`ach i wolę zapomnieć o tym okresie) bardzo miło mnie zaskoczyły. Na asfalcie spisywały się trochę gorzej, ale generalnie dość przyzwoicie. Koła podczas całego testu i po nim nie wymagały żadnego centrowania i nie sprawiały jakichkolwiek problemów.

Amortyzator Zeszłoroczna S szóstki (bo na takiej miałem okazje jeździć) wyposażona jest w Manitou Axel Elite Lockout o skoku 80mm. U góry, na prawej goleni posiada czerwoną dzwignię blokady skoku, na lewej pokrętło naprężenia wstępnego. Niebieskie pokrętło od tłumienia TPC znajduje się natomiast na dole po prawej stronie.

Axel jest dość miękki i dlatego blokada skoku przydaje się dość często – szczególnie tym, którzy planują starty w zawodach. Średnio radzi sobie z małymi nierównościami natomiast średnie i duże wybiera całkiem przyzwoicie. Trzeba jednak pamiętać, że jest to amor bez kąpieli olejowej i w celu zachowania dobrych parametrów pracy powinien być dość często serwisowany.

Jazda W zależności jak ustawimy mostek możemy zająć na S6 mniej lub bardziej pochyloną pozycję. Pierwsza zalecana jest raczej dla osób jeżdżących bardziej rekreacyjnie, natomiast druga dla tych zainteresowanych ściganiem się. Rower bardzo dobrze skręca i jest niesamowicie zwrotny. Dlatego świetnie nadaje się na strome, kręte i wąskie ścieżki. Zanim jednak wybierzemy się na ambitne trasy dobrze jest poćwiczyć w łatwiejszym terenie. Ciężko stwierdzić, czy Stevens lepiej podjeżdża czy zjeżdża. Zarówno, gdy drogą stromo pnie się w górę lub, gdy ostro opada Stevens zachowuje się bardzo przyjemnie i przewidywalnie. Pewności dodają bardzo dobre opony, które nawet na śliskiej nawierzchni pozwalają rozwijać znaczne prędkości. Rower jak na swoją cenę (3149 zł) jest dość lekki. Na mojej wadze wyszło ok. 12,2 kg. Jedyną niedogodnością w czasie testu były namakające, gąbkowe chwyty kierownicy. W pierwszej kolejności radziłbym wymienić ten element, a poprawa komfortu w deszczowe dni będzie ogromna.

Jak już wcześniej pisałem, seryjne opony nie nadają się do długiej jazdy po szosie. Przerobiłem więc na chwilę rower na wersję szosową zakładając 1,5’’ slicki. W taki zestawieniu S6 okazał się świetnym rowerem treningowym. Bez problemu można było pokonywać wiele kilometrów po asfalcie i cieszyć się wiatrem pod kaskiem.

Podsumowanie Stevens S6 to rower, który zadowoli zarówno początkującego zawodnika jak i zapalonego turystę. Dla ścigantów może być natomiast świetną maszyną treningową. Inni natomiast potraktują go jako rower ogólnego użytku. Mocna rama oraz solidne komponenty pozwolą cieszyć się bezawaryjną jazdą przez długi czas. Od razu czuje się, że to porządna niemiecka maszyna! Test został przeprowadzony dzięki uprzejmości Pana Janusza Adamczyka z firmy Revor. Foto: Michał Lubecki&Ampi